Rozmowa
z koleżanką ze studiów, dała mi kolejny temat do przemyśleń. O ile nasz
dyskusja trwała zaledwie kilka minut, tak myśli na temat ubioru Szwedów zostały
ze mną do końca wieczora a nawet odrobinę dłużej. To tak jakby odbezpieczyć
granat. Niby nic, ale nagle okazuje się, że mam nowy temat. I to jaki – temat
rzeka.
Zaczynam
więc taką trochę analizą przypadku, mianowicie jak widzi to K. Pierwsze
spostrzeżenia na nowej ziemi są następujące:
… pierwsze co mnie uderzyło... brak
kolorów na ludziach.... wszystko czarne albo szare.... ulice, całe metro ... brak eleganckich, gustownych...
wszystko trepiaste... buty... hmmmm. w dodatku brudne... nie wypastowane i w
ogóle
Szarości,
czernie oraz wszelkie od nich pochodne są typowo skandynawskie. To widać nie
tylko na ulicach, ale też we wnętrzach. W sezonie letnim przejmowane przez biel
w postaci powłóczystych koszul zestawionych z getrami. Do tego na szyi omotana
chusta czy lekki szal i obraz gotowej Szwedki gotowy. I żeby nie wyszło na to,
że post jest potokiem nienawiści i kpin, chylę czoła szwedzkim kobietom za
umiejętne dobieranie biżuterii. Mało, skromnie ale z efektem.
Kropka
nad i.
Buty
najczęściej płaskie, bo tak jest najwygodniej. Kurtki przeciwdeszczowe,
przeciwwiatrowe i pasujące do każdej pogody. Bo strój ma być funkcjonalny, a że
nie zawsze idzie w parze z finezją czy obecnymi trendami… cóż.
Niestety,
często taki styl życia wiąże się z niechlujstwem. Nieuczesane włosy z
wygniecionym gniazdem - standard, poplamione rękawy czy zupełny brak makijażu
(kiedy w niektórych wypadkach zabejcowanie facjaty byłoby wręcz wskazane) mogą
być odbierany w dwojaki sposób. Saute z domieszką nonszalancji lub w
szczególnych wypadkach typ „brudas”.
Jak to
więc właściwie z nimi jest? Przede wszystkim nie możemy generalizować. O ile
duża część społeczeństwa tak właśnie może wyglądać, tak należy wziąć pod uwagę
pewne aspekty wywodzące się z przekonań i stylu życia.
Nie
liczę tu grupy emigrantów, którzy wprowadzają szturmem swoje „smaczki” ani też
towarzystwa rodem ze Stureplan gdzie moda, styl i trendy żyją własnym
rozhasanym życiem.
Samo powiedzenie „
Det finns inget dåligt väder, bara dåliga kläder” ( Nie ma złej
pogody, tylko złe ubrania) dużo wyjaśnia. Szwed jest istotą żyjącą w
zgodzie z naturą, nie napiszę że dziką, ale las, krzaczory i przemierzanie
mokradeł lubi. Czyli bliskie spotkania z błotem nie są mu obce. Tak więc
kalosze, kombinezony, gumowe spodnie czy wspomniane kurtki wielofunkcyjne są na
wyposażeniu każdej przeciętnej rodziny.
Tu przywołuję również
słynną, pomimo że z pochodzenia norweską „lusekofte” czyli gruby wełniany
sweter we wzorek. Płachta wielofunkcyjna. Ciepła, mięsista, wygodna. Pierwszą,
w ramach prezentu od zadowolonych gości hotelowych otrzymałam jeszcze w Polsce.
Prezent szczególny, bo wykonany został osobiście przez klientkę. Dwa kolejne
kupiliśmy już sami na Islandii. Dobrze mieć, że tak stwierdzę.
Kiedy nie pada zaś i nie wieje, a spędza
zamiast tego czas z przyjaciółmi czy rodziną w ogrodzie (tu włączamy klimat
letni) do akcji wchodzi tunika. Tuniczka wielozadaniowa jest często wykonana z
cienkiego i przewiewnego materiału, z elementami ozdobnymi typu prześwity,
koronki i troczki, w kolorze jasnym, letnim i pogodnym. Oprócz wspomnianych
legginsów Szwedki upodobały sobie szczególnie spódnice na gumie. Wzorzyste,
kolorowe, tłoczone, farbowane. Niezależnie od wieku i formy. Tak, z wyglądem
bywa różnie… A że guma rozciągliwa, znosi wszystko. Tu w zestawie „wyjściowym”
pojawia się też słynna czarna kreska na powiece, do której nawiązywałam w
temacie Nie tak Szwed piękny... Makijaż
u przeciętnej Szwedki pojawia się jednak sporadycznie i najczęściej w
ograniczonych ilościach.
Kiedy natomiast sytuacja wymaga większego
zadbania o wizerunek, na salony wchodzą marki. Marki przez zwykłego szaraka nie
znane. Takie, które bronią się nie koniecznie fasonem, a jakością produktu. W
żadnym wypadku nie jest to manifest bogactwa, bo w imię zasady im mniej inni o
mnie wiedzą tym lepiej, Szwed z bogactwem się nie obnosi (chyba że
snoby z okolicy Saltsjöbaden). Amerykańskie nawiązania do „preppy look” i
brytyjskiej arystokracji, duńska biżuteria, która nie rzucając się w oczy
zachwyca. W połączeniu naturalnie z marynarką. Jako nierozłączna część
garderoby pani z biura, konduktora czy strażnika na lotnisku, które do tej pory
były uniformem, zmienia swoją funkcję na strój porządny i odpowiedni. I tak
„kavaj” wydaje się być lekiem na całe zło. Bo czy do jeansów i koszuli, czy do
garniturowych spodni, często zwyczajnie ratuje sytuację.
A co
sytuację może popsuć? Buty. Buty w korytarzu, wszak Szwed po domu chodzi boso,
nie ustawione rzędami a porzucone bezwładnie na furę innych obłoconych klocków.
Buty ściągane poprzez zdarcie z pięty, buty których szarość nie kojarzy się już
ze skandynawskim spokojem i równowagą. Buty które mnie z tej równowagi
natychmiastowo wyprowadzają.
Białe
conversy na stopach tłumów, białe w oryginale bo nie sposób dziś się doszukać
trampka czystego. Wiosna, lato, jesień, zima, twój convers wszystko przetrzyma.
Cóż, niektórzy nie mają w odwadze podjąć tak wielkiego ryzyka jakim jest
pranie. Z drugiej strony, o ile w ojczyźnie znalezienie dla siebie butów
graniczyło niemalże z cudem (rozmiar, podbicie, łydka) tak tutaj nie mam z tym
najmniejszego problemu. Obów piękny, od tego bardzo dobrego jakościowo poprzez
szeroką gamę modeli ze średniej półki (jakości i ceny) aż do tanich marketowych
szmaciaków na jeden sezon. Jest w czym wybierać. Szkoda tylko, że tak mało
przykłada się do nich dbałości.
A teraz
spójrzmy na sprawę z innej strony. Futra na ten przykład. Bo skóra licowana w
dziwny sposób mniej niektórych razi. Podobnie jak żelki wegetarianów. Kogo
spotkamy na szwedzkiej ziemi w futrze? W futrze z norek i owszem, czasem od
wielkiego dzwonu tak, najczęściej eleganckie emerytki ale kołnierz z lisa
kojarzy się głownie z sąsiadami zza Buga. Jak w futrze to pewnie Rosjanka, a
jak Rosjanka to… obraz nie do końca taki jak byśmy sobie wymarzyli.
Nie
powiem, uwielbiam króliczki, mam na stanie piękną kamizelkę, jednak kurtkę
odpuściłam i zostawiłam w polskim domu. Może kiedyś przyjdzie na nią czas i
miejsce. Nie teraz, nie z takim podejściem, nie w takim klimacie. I nie o
pogodę mi chodzi. Oszołomów z na ulicach nie brakuje, a to, co kiedyś było
wyznacznikiem luksusu, dzisiaj już nie ma znaczenia. Wręcz odwrotnie. Futro na
kobiecie może kojarzyć się z tandetą i rozwiązłością, a pan w podartych,
brudnych jeansach nie jest bezdomnym a nonszalanckim miliarderem, który całą tą
modową otoczkę ma w głębokim poważaniu.
Pytanie
finalne. Kogo za taki stan rzeczy winić?
Historię
z Wikingami w tle? Przywiązanie do natury i wielskiego stylu życia? Naciągane
do granic możliwości równouprawnienie? Jantelagen które nakazuje żeby się nie wyróżniać
i bezwarunkowo równa wszystkich do dołu?
A może
po prostu Szwedki już tak się rozpędziły w tej swojej emancypacji, a role
damsko-męskie tak bardzo zatarły, że po drodze do komfortu i nie przejmowania
się, zagubiły całą swoją kobiecość ?
Pozostawiam Was z tymi pytaniami bo niestety, nie znalazłam dotychczas na nie odpowiedzi. Kolejne lata na emigracji będą pewnie naprowadzać na właściwy trop. Oby, bom ciekawa!